Jeśli przeczytałaś - skomentuj proszę.


Rozdział 9

Rudowłosa dziewczyna przyodziana w grubą, zimową kurtkę i szyją szczelnie owiniętą ciepłym szalikiem dochodziła właśnie do jednej z mniej uczęszczanych kafejek na obrzeżach miasta. Miejsce miało swój urok, serwowało dość dobrą kawę, ale mimo wszystko rzadko kiedy można było zobaczyć tam więcej niż trzech czy czterech klientów. W tym wypadku były to idealne dla niej warunki, nie potrzebowała gapiów.
Od dwóch dni próbowała skontaktować się z Harrym. Podczas ich ostatniej rozmowy wspomniała o wyjeździe na rodzinne święta – o tym, że musi kupić bilety i odpowiednio szybciej tam być także. Ku jej zaskoczeniu chłopak wyraził chęć podwiezienia jej na lotnisko, mimo że bez problemu mogłaby dostać się tam metrem, albo nawet taryfą. Nie chciał słuchać jej sprzeciwów, więc po prostu się zgodziła. Wyjazd miała już w sobotę rano, czyli za mniej niż dwie doby. Chciała ustalić ze Stylesem szczegóły, choćby podać mu swój adres – ten jednak uparcie nie odbieral telefonu.
Ostatecznie zdecydowała się wysłać mu wiadomość, żeby się spotkali. Być może był zbyt zajęty by rozmawiać? Na przeczytanie krótkiej wiadomości na pewno znajdzie te kilka sekund czasu. Wchodziła właśnie do kawiarenki, dzwoneczek zawieszony przy drzwiach wesoło zadźwięczał. Uśmiechnęła się do baristy stojącego za ladą i rozejrzała po lokalu. Nigdzie nie dostrzegła czarnych loków, ale była przed czasem więc była spokojna o jego przybycie. Odwiesiła rzeczy i usiadła przy jednym ze stolików w głębi pomieszczenia. Wciąż tak, by być zauważoną przez wchodzących, po prostu nie chciała siedzieć przy samych drzwiach.
Zanim ktokolwiek jeszcze zawitał do tego miejsca zamówiła mleczną kawę z potrójną dawką cukru. Zaciągnęła się zapachem kawy, który roznosił się w tamtym momencie w powietrzu. Intensywnie wpatrywała się w wejściowe drzwi, jakby to miało przyspieszyć czyjeś wejście. Może to magia, a może łut szczęścia, ale już kilkadziesiąt sekund później drzwi otworzyły się na oścież. Niestety nie stał w nich nikt, to przypominałby Harry'ego – nie było czarnych włosów, obcisłych spodni czy charakterystycznych butów na małym obcasie. Nic z tych rzeczy. Opuściła głowę, żeby nie wyglądać na jedną z osób, które ze znudzenia wtykają nos w nie swoje sprawy. Skupiła całą uwagę na napoju, który jeszcze został w jej filiżance.
- Cześć.
Podniosła głowę, właściciel głosu wydawał się być o krok lub dwa od niej. Nie pomyliła się – siedział naprzeciwko. Ze zdumienia wytrzeszczyła oczy. Zamiast oczekiwanej osoby przed nią siedział jej przyjaciel.
- G... gdzie jest Harry?
- Widzisz... po imprezie postanowił pojechać do Los Angeles. Zadzwonił do mnie, mówił że macie jakąś ważną sprawę i czy nie mógłbym go jakoś wyręczyć.
- Impreza? Co? Jezu, on chyba sobie ze mnie żartuje!
Chłopak zaśmiał się i spieszył z wyjaśnieniami, szybko zrozumiał, ze dziewczyna nie ma o niczym pojęcia. To wyjaśniało, dlaczego nie pojawiła się tam razem z brunetem w roli osoby towarzyszącej. Dziewczyna zaś z zaciekawioną miną przysłuchiwała się tej, dość krótkiej w sumie, opowieści.
Po kilku minutach cała historia została jej streszczona. Louis miał urodziny – wiedziała nawet kiedy, przypadały dopiero na następny tydzień. Przyjęcie urodzinowe odbyło się jednak poprzedniego dnia. Z tego co wywnioskowała, było naprawdę udane, a co więcej – autentycznie zaskoczyły go prezenty. Klub, w którym wszystko organizowali był umieszczony trochę pod ziemią. Kiedy solenizant schodził po schodach na widoku znajdowało się tylko kilka osób – chłopaki z zespołu, kilka osób z koncertowej ekipy, nieliczni znajomi. Łącznie mniej niż dwadzieścia osób. Kiedy Tomlinson już myślał, że będzie to skromna impreza, zza winklu wyskoczyła reszta gości, która w mig zapełniła cały klub. To było pierwsze zaskoczenie. Malunek Malika, który miał kilka przejść po drodze, ostatecznie został z sukcesem ukończony. Był to właściwie ogromny plakat, na którym Zayn namalował kilka rzeczy, które im się kojarzyły z przyjacielem. Jeden z tych nieprzydatnych przedmiotów, które jednak wywołały uśmiech. Równie nieprzydatny zwój papieru, głównie zapełniony powiedzonkami i ozdobami, piorunem pojawił się na ścianach, pokrywając niezbyt atrakcyjnie wyglądające białe cegły i zastępując je mnóstwem serpentyn, balonów i innych elementów wystroju, raczej nadających się na kinderbal. Kiedy myślał, że już nic go nie zdziwi, zza czterech przyjaciół wyłoniła się jego dziewczyna, z którą nie widział się od dłuższego czasu przez jego koncerty, a jej szkołę. Ona była niespodzianką nieplanowaną, nawet czwórka organizatorów zdziwiła się, kiedy tydzień szybciej zawitała w pubie.
- Nic nie wiedziałaś?
- W ogóle. Ale... ale i tak miałam nocną zmianę, jakiś bogaty typ robił na stadionie wieczór kawalerski – mówiąc to dość wyraźnie się skrzywiła.
- Przecież oprowadzasz wycieczki, co ty...?
Dziewczyna kwaśno się uśmiechnęła. Miniony wieczór na pewno nie należał do najbardziej udanych. To miało być standardowe, dodatkowe zlecenie: roznoszenie drinków, serwowanie przekąsek. Zwykła praca jako kelnerka. Pan młody jednak nie miał zamiaru na tym poprzestać i poza zaczepianiem specjalnie wynajętych do tego tancerek zaczepiał również wszystkie inne kobiety. Jego śladami poszli też zaproszeni goście, a w rezultacie Ariel została obmacana przez kilku napalonych mężczyzn. Spędziła tam niemal całą noc, a kiedy mogła już wyjść ze stadionu praktycznie wybiegła, by być jak najdalej od tego miejsca.
- To jaką sprawę mieliście załatwić?
- Jadę do domu. – Chłopak przez chwilę myślał, że dziewczyna nie chce spędzać ani chwili dłużej w jego towarzystwie i już miał zaprotestować, ale jego mina znaczyła wystarczająco wiele. - Rodzinnego – dodała. – Harry miał mi pomóc w przejeździe, ale nie mogę go złapać – westchnęła.
- Nie ma problemu, zawiozę cię. W sobotę rano, tak? To w porządku, sam jadę dopiero po południu – uśmiechnął się od ucha do ucha. – Gdzie jedziesz? – pokazał w uśmiechu zęby i zabawnie poruszając brwiami czekał na odpowiedź.
Może czasem był zbyt bezpośredni i nie potrafił zahamować swojej ciekawości, ale zazwyczaj nikt nie miał z tym problemu. To po prostu ośmielało rozmówcę. Piegowata dziewczyna zmrużyła lekko oczy, zastanawiała się czy może powiedzieć znajomemu gdzie się wybiera. Nie będzie jej przecież śledził, skoro sam gdzieś jedzie, prawa? Na jej usta wpełzł nieduży uśmiech.
- Do Dublina. A ty? - uznała, że informacja za informację to dobry układ. Właściwie wiedziała, gdzie może się wybierać, istniała jednak jakaś szansa na to, że jadą całą rodziną w zupełnie innym kierunku.
- Ja też! Jesteś Irlandką?! - otworzył usta ze zdziwienia.
- W połowie. To jak, o której po mnie podjedziesz? Lot mam o dziesiątej.
- Będę o... jedenastej.
Zdębiała. Przed chwilą zadeklarował się, że podwiezie ją zamiast Stylesa na lotnisko, teraz przeczy sam sobie mówiąc, że przyjedzie dopiero, gdy jej samolot będzie w locie. A może raczej na kolejnym lotnisku. Żartował sobie?
- C... co?
- Skoro jedziemy w to samo miejsce to czemu masz się tłuc liniami państwowymi? Do tego ja mam cały samolot dla siebie, byłoby miło móc otworzyć do kogoś gębę przez ten czas. Przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi!
Autentycznie dziewczyna nie wiedziała co powinna w takiej sytuacji odpowiedzieć. Z jednej strony wizja lotu prywatnymi liniami, z wygodnymi fotelami i bez natrętnych pasażerów była bardzo kusząca. Z drugiej jednak opłaciła już bilet i szkoda było jej tych pieniędzy. Mogła w sumie potraktować ten wydatek jak na lot linią Nialla, ale taki bilet raczej nie kosztował kilkudziesięciu funtów. Rozsądek podpowiadał jej, że powinna odmówić, ale serce bardzo pragnęło wygody i niezamartwiania się o wszystko.
- Nie ma dyskusji, dawaj swój adres.

W mroźną sobotę, weekend poprzedzający Boże Narodzenie, Ariel siedziała na swojej wypchanej walizce tuż przed domem. Wskazówki zegara wskazywały dziesiątą pięćdziesiąt, Horan powinien więc zjawić się lata moment. Mieszkała dość daleko od lotniska, musieli liczyć dość sporo czasu by tam dotrzeć. Blondyn zapewnił ją jednak, że odlot mają o trzynastej i nie muszą być – jak to by było w wypadku zwykłego lotu – obecni dwie godziny szybciej na terenie lotniska. Ze spokojem wypisanym na twarzy przyglądała się parze, mgiełka wydobywająca się z jej ust była wówczas jedyną interesującą ją rzeczą. Na końcu ulicy zamajaczył terenowy samochód, domyślając się, że to może być auto Nialla stanęła na równe nogi.
Tak jak podejrzewała pojazd zatrzymał się przed jej mieszkaniem, a z niego wyłonił się niezbyt ciepło ubrany chłopak. Szeroko się uśmiechnął i stojąc w odległości kilku metrów machnął ręką na przywitanie. Podszedł do dziewczyny, rzucił krótkie przywitanie i kazał jej jak najszybciej wsiadać do auta argumentując, że odmrozi sobie palce. Chwycił za torbę i pociągnął do góry, by przenieść do bagażnika.
- Przewozisz kamienie? – zaśmiał się, kiedy usiadł za kierownicą.
- Prezenty – rzuciła krótko.
Reszta drogi minęła im raczej nierozmownie, gdyby nie cicha muzyka wydobywająca się z samochodowego radia, zapewne siedzieliby w zupełnej ciszy. Nie do końca wiedzieli o czym mieliby rozmawiać. Powinni jakoś zaaranżować pogawędkę, żeby choć troszkę się poznać. Bądź co bądź, kolejne kilka godzin spędzą w swoim towarzystwie i dziewczyna jechała z piosenkarzem właśnie po to, żeby nie było niewygodnego milczenia.
Kiedy wjechali na płytę parkingu i kierowali się do podziemnej części coś jakby ruszyło, bo oboje chcieli coś powiedzieć. Dalej nie byli pewni co to powinno być, ale wiedzieli że w takim bezgłosie długo nie wytrzymają.
Jeszcze nie wypowiadając ani słowa szli w nieznaną dziewczynie część lotniska, która najwyraźniej była przeznaczona na loty prywatne. Uśmiechnęła się po raz kolejny na myśl o tym, że pojedzie luksusowym samolotem u boku jednego z najbardziej rozpoznawalnych mężczyzn na świecie. Jednocześnie posmutniała, choć tylko odrobinę, że Styles wystawił ją do wiatru i pojechał na drugą stronę kuli ziemskiej.
- Zagrajmy w coś. Sto pytań chociaż. Nie ma na kim robić wyzwań, więc chociaż to, co o tym sądzisz?
- W porządku. Zaczynaj.
Niall wypytywał się w większości o jakieś szczegóły, które nie miały zbytniego znaczenia. Ulubiony owoc, czy sądzi że czerwony oznacza złość i jaki odcień blondu najbardziej lubi. Dziewczyna nie chciała zadawać zbyt osobistych pytań, poza tym i tak wiele wiedziała o chłopaku. Co prawda źródłem były media, więc nic pewnego, mimo wszystko – miejsca urodzenia czy imienia brata mogła być pewna.
- Lubisz nasz zespół?
- Lubię. Jesteście... jesteście naprawdę fajni. Wiesz, nawet mam wasz plakat – zaśmiała się. Jednego dnia, kiedy opiekowała się Claire i Chloe, przesiadywały w pokoju dziewczynek i przeglądały plakaty ich idolów. Jeden z nich spodobał się rudowłosej tak bardzo, że siostry bez wahania oddały go w jej ręce. Przykleiła go koło kilku innych plakatów. Wizerunki chłopców z One Direction zdecydowanie nie pasowały do reszty obrazów i zdjęć na ścianie, ale nie przeszkadzało jej to.
- Czuję się zaszczycony – zarechotał. - Dobrze wiedzieć, że nasza muzyka trafia nie tylko do dziewczynek z podstawówki.
- Och, trafia. Nawet do młodszych – wspomniała w myślach dwie przyszywane siostrzenice. - To musi być dość niezręczne, prawa? Ja w wieku tych dzieci słuchałam piosenek o Kubusiu i Prosiaczku, a one... Współczuję im, jeśli próbują zrozumieć teksty – zachichotała.
- Proszę cię, wcale nie mają tak dużo podtekstów!
- To ty powiedziałeś, że w ogóle je mają.
Horan głupio się uśmiechnął i wstał z miejsca. Od kilkunastu minut siedzieli już na wygodnej kanapie w samolocie, około wpół do trzeciej, nieco później niż planowała. Musiała poinformować rodzinę, że zjawi się z opóźnieniem, co jednak nie zrobiło im zbyt dużego problemu. Niall odszedł kawałek, zupełnie jakby się obraził. Bezwiednie wzruszyła ramionami i śledziła jego ruchy. Szybko jednak zniknął za kotarką i nie mogła dalej go obserwować.
Zarówno kilka dni wcześnie Liam, jak i teraz Niall byli dla niej bardzo mili. Może zawsze starali się po prostu jak najlepiej podchodzić do znajomych swoich przyjaciół, nie okazywać niechęci. Łudziła się, że ją choć troszkę polubili. Miała nadzieję, że jest w tym iskra prawdy.
Blondyn wrócił tak szybko jak zniknął. W dłoniach trzymał kubeczki, o dziwo nie plastikowe. Podał jeden z nich Ariel i uśmiechnął pokrzepiająco. Uśmiechu tego chłopaka nie sposób było nie odwzajemnić. Przysunęła napój do twarzy wciągając aromatyczny zapach. Nie pachniało jak kawa, zdecydowanie brakowało gorzkiego elementu. Upiła łyk czarnej cieczy, która okazała się być gorzką, czarną czekoladą. Skrzywiła się i zamlaskała. Potrzebowała cukru.
Irlandczyk, jak gdyby czytał jej w myślach, wyciągnął z kieszeni trzy opakowania cukru i podał dziewczynie.
- Skąd wiedziałeś, że słodzę tak dużo?
- Coś mi świtało, kiedy robiłaś kawę w studiu. Poza tym sam sporo słodzę, uznałem że najwyżej będzie więcej dla mnie.
Po wylądowaniu rozjechali się w przeciwne kierunki: Niall do Mullingar, Ariel zostawała w Dublinie, jechała na nadmorską część miasta. Kiedy wsiadała do taksówki mignął jej przed oczami jeszcze obraz Nialla, który gestem pokazywał rozmowę telefoniczną. Udała, że tego nie widzi, ale jej serce podskoczyło do góry. Członkowie najpopularniejszego boysbandu na świecie, wcale nie chcieli się od niej uwolnić.

● ● ●  

hejeczka! (: przepraszam za tę obsuwę, ale zrozumcie - po tym meczu, po porażce hiszpanii, mojej miłości, ja nie byłam w stanie. po prostu nie. niall zdominował ten rozdział. miałam na początku zamiar rozbić go na dwa i opisać ten środowy wieczór z dwóch perspektyw, ale zrezygnowałam z tego, nie chciałam wam flakami z olejem zarzucać. w następnym trochę świątecznie ;d jeśli nie wywnioskowaliście - dziewczyną z zeszłego rozdziału jest Eleanor. to tyle na dziś. komu kibicujecie na mundialu? ^^ i czujecie już ten powiew wakacji? muuuch looove xo

proszę o komentowanie ;)
jeśli chcesz być informowana zapisz sie tutaj

10 komentarzy:

  1. Meega.
    Takiego rozdziału potrzebowałam :)
    Nie mogę się niem nacieszyć.
    Jest taki jahgikduid.

    Czekam na następny i życzę weny.
    @ThisIsEnd_

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Harry ją wystawił? Cham Cham Cham!
    A w tej kawiarni czy co to było, to spotkała sięz Lou, tak? Bo pod koniec brzmiał ttrochę jak Niall i się pogubiłam xD
    NIALLER AKA NAJLEPSZY IRLANDCZYK EVER!!
    Dawaj następny ^^
    @Irydda

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe o co chodzi z Harrym. On taj po prostu by nie pojechał do LA. Cos musialo siestac. A Niall,fajnie,ze tak zaopiekowal sie Ariel. Jednak mam nadzieje,ze Ariel bedzie z Harrym. Czeekam na next z niecierpliwoscia. Wylogowałam się z konta,a na tel trudno mi sie loguje wiec dodam kom z anonima
    @PModzelewska

    OdpowiedzUsuń
  4. Jednak miałam rację, że to nie Ariel xd
    Kurde, Harry pamiętaj ! Dziewczyny nigdy nie wystawia się do wiatru !
    Rozdział świetny,fajnie, że ten rozdział poświęciłaś Niallowi :))
    Czekam na nexta xx
    @sluumberr

    OdpowiedzUsuń
  5. łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii! Ten rozdział jest na pierwszym miejscu mojej listy tego bloga bo jest Niall, hah. I mimo, że Harry ją wystawił, (ale cham, jak mógł? Traci w moich oczach :< Ogarnij się chłopie, bo bledniesz) to Niall zyskał i to wiele. Jest taki bezpośredni, że osobiście pewnie by mnie zatkało i nie wiedziałabym co ze sobą zrobić, ale podoba mi się jak go kreujesz. Taki naprawdę dobry i zawsze będący kumple. Oby był taki do końca, czekam niecierpliwie! :)x

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo mi się podoba ten rozdział! Nie mogę się doczekać kolejnych, czekam z niecierpliwością. Piszesz tak wspaniałe opowiadanie, że her9tcy5qvoqn ♥ weny kochanie! xx @ojda_ojda

    OdpowiedzUsuń
  7. bardzo fajny rozdzial naprawde :D czekam na nastepny :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój Boże! *O* Jakie to wspaniałe ♥
    Harry, nie ładnie tak! XD
    Czekam na kolejne rozdziały! Pisz szybko, błagam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie ma co dużo mówić, GENIALNY ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem jeszcze, że każdy rozdział jest coraz lepszy, czytam to opowiadanie z dużym zainteresowaniem, na prawdę wciąga ;D

      Usuń

Pisane tu treści są dziełem mojej wyobraźni.

Jeśli przeczytałaś i ci się spodobało - zostaw po sobie ślad, daj znać że tu byłaś.

Jeśli nie podoba ci się to co czytasz po prostu wyjdź z tego bloga.
Naciśnij czerwony przycisk zamiast zostawiać antymotywujące komentarze.