Rudowłosa
dziewczyna przyodziana w grubą, zimową kurtkę i szyją szczelnie
owiniętą ciepłym szalikiem dochodziła właśnie do jednej z mniej
uczęszczanych kafejek na obrzeżach miasta. Miejsce miało swój
urok, serwowało dość dobrą kawę, ale mimo wszystko rzadko kiedy
można było zobaczyć tam więcej niż trzech czy czterech klientów.
W tym wypadku były to idealne dla niej warunki, nie potrzebowała
gapiów.
Od
dwóch dni próbowała skontaktować się z Harrym. Podczas ich
ostatniej rozmowy wspomniała o wyjeździe na rodzinne święta – o
tym, że musi kupić bilety i odpowiednio szybciej tam być także.
Ku jej zaskoczeniu chłopak wyraził chęć podwiezienia jej na
lotnisko, mimo że bez problemu mogłaby dostać się tam metrem,
albo nawet taryfą. Nie chciał słuchać jej sprzeciwów, więc po
prostu się zgodziła. Wyjazd miała już w sobotę rano, czyli za
mniej niż dwie doby. Chciała ustalić ze Stylesem szczegóły,
choćby podać mu swój adres – ten jednak uparcie nie odbieral
telefonu.
Ostatecznie
zdecydowała się wysłać mu wiadomość, żeby się spotkali. Być
może był zbyt zajęty by rozmawiać? Na przeczytanie krótkiej
wiadomości na pewno znajdzie te kilka sekund czasu. Wchodziła
właśnie do kawiarenki, dzwoneczek zawieszony przy drzwiach wesoło
zadźwięczał. Uśmiechnęła się do baristy stojącego za ladą i
rozejrzała po lokalu. Nigdzie nie dostrzegła czarnych loków, ale
była przed czasem więc była spokojna o jego przybycie. Odwiesiła
rzeczy i usiadła przy jednym ze stolików w głębi pomieszczenia.
Wciąż tak, by być zauważoną przez wchodzących, po prostu nie
chciała siedzieć przy samych drzwiach.
Zanim
ktokolwiek jeszcze zawitał do tego miejsca zamówiła mleczną kawę
z potrójną dawką cukru. Zaciągnęła się zapachem kawy, który
roznosił się w tamtym momencie w powietrzu. Intensywnie wpatrywała
się w wejściowe drzwi, jakby to miało przyspieszyć czyjeś
wejście. Może to magia, a może łut szczęścia, ale już
kilkadziesiąt sekund później drzwi otworzyły się na oścież.
Niestety nie stał w nich nikt, to przypominałby Harry'ego – nie
było czarnych włosów, obcisłych spodni czy charakterystycznych
butów na małym obcasie. Nic z tych rzeczy. Opuściła głowę, żeby
nie wyglądać na jedną z osób, które ze znudzenia wtykają nos w
nie swoje sprawy. Skupiła całą uwagę na napoju, który jeszcze
został w jej filiżance.
-
Cześć.
Podniosła
głowę, właściciel głosu wydawał się być o krok lub dwa od
niej. Nie pomyliła się – siedział naprzeciwko. Ze zdumienia
wytrzeszczyła oczy. Zamiast oczekiwanej osoby przed nią siedział
jej przyjaciel.
-
G... gdzie jest Harry?
-
Widzisz... po imprezie postanowił pojechać do Los Angeles.
Zadzwonił do mnie, mówił że macie jakąś ważną sprawę i czy
nie mógłbym go jakoś wyręczyć.
-
Impreza? Co? Jezu, on chyba sobie ze mnie żartuje!
Chłopak
zaśmiał się i spieszył z wyjaśnieniami, szybko zrozumiał, ze
dziewczyna nie ma o niczym pojęcia. To wyjaśniało, dlaczego nie
pojawiła się tam razem z brunetem w roli osoby towarzyszącej.
Dziewczyna zaś z zaciekawioną miną przysłuchiwała się tej, dość
krótkiej w sumie, opowieści.
Po
kilku minutach cała historia została jej streszczona. Louis miał
urodziny – wiedziała nawet kiedy, przypadały dopiero na następny
tydzień. Przyjęcie urodzinowe odbyło się jednak poprzedniego
dnia. Z tego co wywnioskowała, było naprawdę udane, a co więcej –
autentycznie zaskoczyły go prezenty. Klub, w którym wszystko
organizowali był umieszczony trochę pod ziemią. Kiedy solenizant
schodził po schodach na widoku znajdowało się tylko kilka osób –
chłopaki z zespołu, kilka osób z koncertowej ekipy, nieliczni
znajomi. Łącznie mniej niż dwadzieścia osób. Kiedy Tomlinson już
myślał, że będzie to skromna impreza, zza winklu wyskoczyła
reszta gości, która w mig zapełniła cały klub. To było pierwsze
zaskoczenie. Malunek Malika, który miał kilka przejść po drodze,
ostatecznie został z sukcesem ukończony. Był to właściwie
ogromny plakat, na którym Zayn namalował kilka rzeczy, które im
się kojarzyły z przyjacielem. Jeden z tych nieprzydatnych
przedmiotów, które jednak wywołały uśmiech. Równie nieprzydatny
zwój papieru, głównie zapełniony powiedzonkami i ozdobami,
piorunem pojawił się na ścianach, pokrywając niezbyt atrakcyjnie
wyglądające białe cegły i zastępując je mnóstwem serpentyn,
balonów i innych elementów wystroju, raczej nadających się na
kinderbal. Kiedy myślał, że już nic go nie zdziwi, zza czterech
przyjaciół wyłoniła się jego dziewczyna, z którą nie widział
się od dłuższego czasu przez jego koncerty, a jej szkołę. Ona była niespodzianką nieplanowaną, nawet czwórka organizatorów zdziwiła się, kiedy tydzień szybciej zawitała w pubie.
-
Nic nie wiedziałaś?
-
W ogóle. Ale... ale i tak miałam nocną zmianę, jakiś bogaty typ
robił na stadionie wieczór kawalerski – mówiąc to dość
wyraźnie się skrzywiła.
-
Przecież oprowadzasz wycieczki, co ty...?
Dziewczyna
kwaśno się uśmiechnęła. Miniony wieczór na pewno nie należał
do najbardziej udanych. To miało być standardowe, dodatkowe
zlecenie: roznoszenie drinków, serwowanie przekąsek. Zwykła praca
jako kelnerka. Pan młody jednak nie miał zamiaru na tym poprzestać
i poza zaczepianiem specjalnie wynajętych do tego tancerek zaczepiał
również wszystkie inne kobiety. Jego śladami poszli też
zaproszeni goście, a w rezultacie Ariel została obmacana przez
kilku napalonych mężczyzn. Spędziła tam niemal całą noc, a
kiedy mogła już wyjść ze stadionu praktycznie wybiegła, by być
jak najdalej od tego miejsca.
-
To jaką sprawę mieliście załatwić?
-
Jadę do domu. – Chłopak przez chwilę myślał, że dziewczyna
nie chce spędzać ani chwili dłużej w jego towarzystwie i już
miał zaprotestować, ale jego mina znaczyła wystarczająco wiele. -
Rodzinnego – dodała. – Harry miał mi pomóc w przejeździe, ale
nie mogę go złapać – westchnęła.
-
Nie ma problemu, zawiozę cię. W sobotę rano, tak? To w porządku,
sam jadę dopiero po południu – uśmiechnął się od ucha do
ucha. – Gdzie jedziesz? – pokazał w uśmiechu zęby i zabawnie
poruszając brwiami czekał na odpowiedź.
Może
czasem był zbyt bezpośredni i nie potrafił zahamować swojej
ciekawości, ale zazwyczaj nikt nie miał z tym problemu. To po
prostu ośmielało rozmówcę. Piegowata dziewczyna zmrużyła lekko
oczy, zastanawiała się czy może powiedzieć znajomemu gdzie się
wybiera. Nie będzie jej przecież śledził, skoro sam gdzieś
jedzie, prawa? Na jej usta wpełzł nieduży uśmiech.
-
Do Dublina. A ty? - uznała, że informacja za informację to dobry
układ. Właściwie wiedziała, gdzie może się wybierać, istniała
jednak jakaś szansa na to, że jadą całą rodziną w zupełnie
innym kierunku.
-
Ja też! Jesteś Irlandką?! - otworzył usta ze zdziwienia.
-
W połowie. To jak, o której po mnie podjedziesz? Lot mam o
dziesiątej.
-
Będę o... jedenastej.
Zdębiała.
Przed chwilą zadeklarował się, że podwiezie ją zamiast Stylesa
na lotnisko, teraz przeczy sam sobie mówiąc, że przyjedzie
dopiero, gdy jej samolot będzie w locie. A może raczej na kolejnym
lotnisku. Żartował sobie?
-
C... co?
-
Skoro jedziemy w to samo miejsce to czemu masz się tłuc liniami
państwowymi? Do tego ja mam cały samolot dla siebie, byłoby miło
móc otworzyć do kogoś gębę przez ten czas. Przyjaciele moich
przyjaciół są moimi przyjaciółmi!
Autentycznie
dziewczyna nie wiedziała co powinna w takiej sytuacji odpowiedzieć.
Z jednej strony wizja lotu prywatnymi liniami, z wygodnymi fotelami i
bez natrętnych pasażerów była bardzo kusząca. Z drugiej jednak
opłaciła już bilet i szkoda było jej tych pieniędzy. Mogła w
sumie potraktować ten wydatek jak na lot linią Nialla, ale taki
bilet raczej nie kosztował kilkudziesięciu funtów. Rozsądek
podpowiadał jej, że powinna odmówić, ale serce bardzo pragnęło
wygody i niezamartwiania się o wszystko.
-
Nie ma dyskusji, dawaj swój adres.
W
mroźną sobotę, weekend poprzedzający Boże Narodzenie, Ariel
siedziała na swojej wypchanej walizce tuż przed domem. Wskazówki
zegara wskazywały dziesiątą pięćdziesiąt, Horan powinien więc
zjawić się lata moment. Mieszkała dość daleko od lotniska,
musieli liczyć dość sporo czasu by tam dotrzeć. Blondyn zapewnił
ją jednak, że odlot mają o trzynastej i nie muszą być – jak to
by było w wypadku zwykłego lotu – obecni dwie godziny szybciej na
terenie lotniska. Ze spokojem wypisanym na twarzy przyglądała się
parze, mgiełka wydobywająca się z jej ust była wówczas jedyną
interesującą ją rzeczą. Na końcu ulicy zamajaczył terenowy
samochód, domyślając się, że to może być auto Nialla stanęła
na równe nogi.
Tak
jak podejrzewała pojazd zatrzymał się przed jej mieszkaniem, a z
niego wyłonił się niezbyt ciepło ubrany chłopak. Szeroko się
uśmiechnął i stojąc w odległości kilku metrów machnął ręką
na przywitanie. Podszedł do dziewczyny, rzucił krótkie przywitanie
i kazał jej jak najszybciej wsiadać do auta argumentując, że
odmrozi sobie palce. Chwycił za torbę i pociągnął do góry, by
przenieść do bagażnika.
-
Przewozisz kamienie? – zaśmiał się, kiedy usiadł za kierownicą.
-
Prezenty – rzuciła krótko.
Reszta
drogi minęła im raczej nierozmownie, gdyby nie cicha muzyka
wydobywająca się z samochodowego radia, zapewne siedzieliby w
zupełnej ciszy. Nie do końca wiedzieli o czym mieliby rozmawiać.
Powinni jakoś zaaranżować pogawędkę, żeby choć troszkę się
poznać. Bądź co bądź, kolejne kilka godzin spędzą w swoim
towarzystwie i dziewczyna jechała z piosenkarzem właśnie po to,
żeby nie było niewygodnego milczenia.
Kiedy
wjechali na płytę parkingu i kierowali się do podziemnej części
coś jakby ruszyło, bo oboje chcieli coś powiedzieć. Dalej nie
byli pewni co to powinno być, ale wiedzieli że w takim bezgłosie
długo nie wytrzymają.
Jeszcze
nie wypowiadając ani słowa szli w nieznaną dziewczynie część
lotniska, która najwyraźniej była przeznaczona na loty prywatne.
Uśmiechnęła się po raz kolejny na myśl o tym, że pojedzie
luksusowym samolotem u boku jednego z najbardziej rozpoznawalnych
mężczyzn na świecie. Jednocześnie posmutniała, choć tylko
odrobinę, że Styles wystawił ją do wiatru i pojechał na drugą
stronę kuli ziemskiej.
-
Zagrajmy w coś. Sto pytań chociaż. Nie ma na kim robić wyzwań,
więc chociaż to, co o tym sądzisz?
-
W porządku. Zaczynaj.
Niall
wypytywał się w większości o jakieś szczegóły, które nie
miały zbytniego znaczenia. Ulubiony owoc, czy sądzi że czerwony
oznacza złość i jaki odcień blondu najbardziej lubi. Dziewczyna
nie chciała zadawać zbyt osobistych pytań, poza tym i tak wiele
wiedziała o chłopaku. Co prawda źródłem były media, więc nic
pewnego, mimo wszystko – miejsca urodzenia czy imienia brata mogła
być pewna.
-
Lubisz nasz zespół?
-
Lubię. Jesteście... jesteście naprawdę fajni. Wiesz, nawet mam
wasz plakat – zaśmiała się. Jednego dnia, kiedy opiekowała się
Claire i Chloe, przesiadywały w pokoju dziewczynek i przeglądały
plakaty ich idolów. Jeden z nich spodobał się rudowłosej tak
bardzo, że siostry bez wahania oddały go w jej ręce. Przykleiła
go koło kilku innych plakatów. Wizerunki chłopców z One Direction
zdecydowanie nie pasowały do reszty obrazów i zdjęć na ścianie,
ale nie przeszkadzało jej to.
-
Czuję się zaszczycony – zarechotał. - Dobrze wiedzieć, że
nasza muzyka trafia nie tylko do dziewczynek z podstawówki.
-
Och, trafia. Nawet do młodszych – wspomniała w myślach dwie
przyszywane siostrzenice. - To musi być dość niezręczne, prawa?
Ja w wieku tych dzieci słuchałam piosenek o Kubusiu i Prosiaczku, a
one... Współczuję im, jeśli próbują zrozumieć teksty –
zachichotała.
-
Proszę cię, wcale nie mają tak dużo podtekstów!
-
To ty powiedziałeś, że w ogóle je mają.
Horan
głupio się uśmiechnął i wstał z miejsca. Od kilkunastu minut
siedzieli już na wygodnej kanapie w samolocie, około wpół do
trzeciej, nieco później niż planowała. Musiała poinformować
rodzinę, że zjawi się z opóźnieniem, co jednak nie zrobiło im
zbyt dużego problemu. Niall odszedł kawałek, zupełnie jakby się
obraził. Bezwiednie wzruszyła ramionami i śledziła jego ruchy.
Szybko jednak zniknął za kotarką i nie mogła dalej go obserwować.
Zarówno
kilka dni wcześnie Liam, jak i teraz Niall byli dla niej bardzo
mili. Może zawsze starali się po prostu jak najlepiej podchodzić
do znajomych swoich przyjaciół, nie okazywać niechęci. Łudziła
się, że ją choć troszkę polubili. Miała nadzieję, że jest w
tym iskra prawdy.
Blondyn
wrócił tak szybko jak zniknął. W dłoniach trzymał kubeczki, o
dziwo nie plastikowe. Podał jeden z nich Ariel i uśmiechnął
pokrzepiająco. Uśmiechu tego chłopaka nie sposób było nie
odwzajemnić. Przysunęła napój do twarzy wciągając aromatyczny
zapach. Nie pachniało jak kawa, zdecydowanie brakowało gorzkiego
elementu. Upiła łyk czarnej cieczy, która okazała się być
gorzką, czarną czekoladą. Skrzywiła się i zamlaskała.
Potrzebowała cukru.
Irlandczyk,
jak gdyby czytał jej w myślach, wyciągnął z kieszeni trzy
opakowania cukru i podał dziewczynie.
-
Skąd wiedziałeś, że słodzę tak dużo?
-
Coś mi świtało, kiedy robiłaś kawę w studiu. Poza tym sam sporo
słodzę, uznałem że najwyżej będzie więcej dla mnie.
Po
wylądowaniu rozjechali się w przeciwne kierunki: Niall do
Mullingar, Ariel zostawała w Dublinie, jechała na nadmorską część
miasta. Kiedy wsiadała do taksówki mignął jej przed oczami
jeszcze obraz Nialla, który gestem pokazywał rozmowę telefoniczną.
Udała, że tego nie widzi, ale jej serce podskoczyło do góry.
Członkowie najpopularniejszego boysbandu na świecie, wcale nie
chcieli się od niej uwolnić.
● ●
●
hejeczka! (: przepraszam za tę obsuwę, ale zrozumcie - po tym meczu, po porażce hiszpanii, mojej miłości, ja nie byłam w stanie. po prostu nie. niall zdominował ten rozdział. miałam na początku zamiar rozbić go na dwa i opisać ten środowy wieczór z dwóch perspektyw, ale zrezygnowałam z tego, nie chciałam wam flakami z olejem zarzucać. w następnym trochę świątecznie ;d jeśli nie wywnioskowaliście - dziewczyną z zeszłego rozdziału jest Eleanor. to tyle na dziś. komu kibicujecie na mundialu? ^^ i czujecie już ten powiew wakacji? muuuch looove xo
proszę o komentowanie ;)
jeśli chcesz być informowana zapisz sie tutaj
Meega.
OdpowiedzUsuńTakiego rozdziału potrzebowałam :)
Nie mogę się niem nacieszyć.
Jest taki jahgikduid.
Czekam na następny i życzę weny.
@ThisIsEnd_
Hmm... Harry ją wystawił? Cham Cham Cham!
OdpowiedzUsuńA w tej kawiarni czy co to było, to spotkała sięz Lou, tak? Bo pod koniec brzmiał ttrochę jak Niall i się pogubiłam xD
NIALLER AKA NAJLEPSZY IRLANDCZYK EVER!!
Dawaj następny ^^
@Irydda
Ciekawe o co chodzi z Harrym. On taj po prostu by nie pojechał do LA. Cos musialo siestac. A Niall,fajnie,ze tak zaopiekowal sie Ariel. Jednak mam nadzieje,ze Ariel bedzie z Harrym. Czeekam na next z niecierpliwoscia. Wylogowałam się z konta,a na tel trudno mi sie loguje wiec dodam kom z anonima
OdpowiedzUsuń@PModzelewska
Jednak miałam rację, że to nie Ariel xd
OdpowiedzUsuńKurde, Harry pamiętaj ! Dziewczyny nigdy nie wystawia się do wiatru !
Rozdział świetny,fajnie, że ten rozdział poświęciłaś Niallowi :))
Czekam na nexta xx
@sluumberr
łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii! Ten rozdział jest na pierwszym miejscu mojej listy tego bloga bo jest Niall, hah. I mimo, że Harry ją wystawił, (ale cham, jak mógł? Traci w moich oczach :< Ogarnij się chłopie, bo bledniesz) to Niall zyskał i to wiele. Jest taki bezpośredni, że osobiście pewnie by mnie zatkało i nie wiedziałabym co ze sobą zrobić, ale podoba mi się jak go kreujesz. Taki naprawdę dobry i zawsze będący kumple. Oby był taki do końca, czekam niecierpliwie! :)x
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba ten rozdział! Nie mogę się doczekać kolejnych, czekam z niecierpliwością. Piszesz tak wspaniałe opowiadanie, że her9tcy5qvoqn ♥ weny kochanie! xx @ojda_ojda
OdpowiedzUsuńbardzo fajny rozdzial naprawde :D czekam na nastepny :D
OdpowiedzUsuńMój Boże! *O* Jakie to wspaniałe ♥
OdpowiedzUsuńHarry, nie ładnie tak! XD
Czekam na kolejne rozdziały! Pisz szybko, błagam!
Nie ma co dużo mówić, GENIALNY ♥
OdpowiedzUsuńPowiem jeszcze, że każdy rozdział jest coraz lepszy, czytam to opowiadanie z dużym zainteresowaniem, na prawdę wciąga ;D
Usuń