Od
dłuższego czasu po prostu stała przed szafą, rozchylając i na
powrót zamykając usta. Dokonała już pierwszego wyboru, ale ten
który czekał ją teraz wcale nie był łatwiejszy. Nie było nawet
szansy porównania, te dwie rzeczy dzieliły galaktyki.
Pierwsza
rzecz dotyczyła dotarcia na miejsce. Od niechcenia, lub raczej przez
drobną nieuwagę, Ariel rzuciła przy wspólnym, wieczornym graniu w
scrabble, że wybiera się na dobre przyjęcie w najbliższą sobotę.
Jade zareagowała nazbyt entuzjastycznie i musiała być bardzo
brutalnie uspokojona. Nieprędko dotarło do niej, że to impreza
zamknięta i tym razem musi zostać w domu. Kiedy jednak to pojęła,
uznała, że i tak wybierała się na clubbing, i może powieść
przyjaciółkę na miejsce. W końcu nie mogło to być tak daleko.
Wszystkie kluby są blisko siebie.
Przez
chwilę Ariel rzeczywiście rozważała opcję podwózki. Nie
musiałaby się martwić, że ktoś ją zacznie śledzić, że
wytropi miejsce imprezy i nici z prywatności. Kiedy już miała się
zgadzać, w jej głowie zakiełkowała myśl, że metrem będzie
szybciej. Że jadąc metrem nikt jej nie zauważy, kto zwróciłby
uwagę na piegowatą, bladą jak ściana dziewczynę, która podobnie
do setek w jej wieku, wychodzi w sobotni wieczór? Zająknęła się
przy odpowiedzi i ostatecznie powiedziała, że musi być tam
wcześnie i to na pewno nie przebiega po myśli Jade. Ta tylko
wzruszyła ramionami, jakby to było jej wręcz na rękę i ułożyła
kolejne słowo, za które zdobyła bonusowe punkty.
Tym
razem musiała jednak wybrać kreację. Cóż, kreacja to za duże
słowo jak na spotkanie w klubie, ale nie oznaczało to, że może
wyglądać jak osiedlowy pijaczyna. Faktycznie, najchętniej
wciągnęłaby leginsy i luźny top, i nie byłoby w tym nic złego,
gdyby ta odzież była skóropodobna – taka w końcu uchodzi za
kuszącą i nieco „odświętną”. W swojej kolekcji nie miała
jednak takich rzeczy, a nie śmiała prosić o nie przyjaciółki, bo
to na pewno zwróciłoby jej uwagę.
-
To wszystko jest bez sensu!
Cofnęła
się o kilka kroków i opadła na łóżko. Przyłożyła prawą dłoń
do skroni, lewą zaś wyciągnęła przed siebie i z daleka
podziwiała kruczoczarne paznokcie. Nie spieszyło jej się z wyborem
sukienki, choć czas ją gonił i lada chwila powinna była
wychodzić.
-
Co jest bez sensu? - zawył cieniutki głosik tuż koło jej głowy.
Chloe
i Claire wpatrywały się szeroko otwartymi oczyma w przyszywaną
ciotkę usiłując wyczytać coś z jej twarzy. Kobieta westchnęła
i dźwignęła się do pozycji siedzącej. Chwilę później
dziewczynki stały tuż koło niej i, dalej się w nią wpatrując,
oczekiwały odpowiedzi.
-
Idę na przyjęcie i nie wiem co powinnam założyć.
-
A tamto? Wygląda ładnie. Takie różowe.
Ariel
gorzko się zaśmiała, bo Claire wskazywała na gruby, wełniany
sweter. Może innym razem. Teraz chciała wyglądać dobrze. Chciała
się podobać.
-
Wiesz, żabko, może za tydzień? Tym razem muszę wyglą...
Nie
dokończyła zdania, bo siostry jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki wybiegły z pokoju. Raczej nie dlatego, że nie chciała
ubrać swetra, prawdopodobnie zaczynała się ich ulubiona kreskówka.
Pokręciła tylko głową i z powrotem zwróciła całą swoją uwagę
na zawartość szafy. Tuż koło różowego swetra połyskiwał w
świetle żarówki granatowy materiał, który tworzył sukienkę,
której nigdy nie miała okazji założyć. Której nigdy nie miała
odwagi założyć.
Teraz
był ten czas.
Sukienka
nie grzeszyła długością, ale spełniała normy przyzwoitości.
Nie długość jednak stanowiła główny „punkt programu”.
Pomimo że była na krótki rękawek, nie zakrywała zbyt wiele.
Koronka przewijała się na zmianę z półprzezroczystym, lekko
granatowym materiałem, przez który dobrze było widać gołe ciało.
Tylko nieco podkoloryzowane.
Pamiętała,
jakby to było wczoraj, kiedy ją dostała. W dwudzieste urodziny
Jade chciała ją wyrwać na „ostatni” nielegalny clubbing, choć
dobrze wiedziała, że będzie takich jeszcze kilka. Sama idea
sprowadziła się też do odjazdowego wyglądu i tu oto przyszła ta
sukienka. Nie została zbyt pochlebnie potraktowana przez nową
właścicielkę, musiała się więc zadowolić wieszakiem i miejscem
w szafie.
Tym
razem wiedziała, że właśnie tego potrzebuje. Odkrywała wiele,
ale nie na tyle, żeby czuła się niekomfortowo. Nie tym razem, nie
kiedy właśnie chciała się czuć piękna, seksowna. Bez
zająknięcia włożyła ją na siebie, po czym domalowała granatowe
kocie kreski eyelinerem, podkręciła rzęsy, a usta pociągnęła
przezroczystym błyszczykiem i była niemal gotowa do wyjścia.
Znalazła w zakamarkach szafy na buty średniej wysokości szpilki w
kremowym kolorze, chwyciła wcześniej spakowaną torbę i ruszyła
do drzwi.
Wyszła
z domu z ogromnym pośpiechem, nie jednak z powodu spóźnienia, a
niechęci rozmawiania z domownikami i swojej dość wyzywającej
kreacji. Bądź co bądź zazwyczaj nie nosiła takich rzeczy, bo
najzwyczajniej świecie nie miała okazji lub chęci. Poza tym
chciała uniknąć pytań o samą imprezę.
Po
kilkudziesięciu minutach wysiadała w centrum miasta. Na
zatłoczonych ulicach Londynu miała spędzić kolejne kilkanaście
minut, bo – oczywiście – była na miejscu za szybko. Przeszła
się w tę i z powrotem, odszukała pożądany klub, a upewniwszy się
trzy razy, gdzie i o której godzinie ma się spotkać z Harrym,
weszła do przydrożnej kafejki. Nie mogła powiedzieć, że było to
opustoszałe miejsce, chociaż bez problemu znalazła wolny stolik.
Nie chciała wydawać zbyt wiele pieniędzy, miała zamiar przepuścić
je na kilka drinków, więc zamówiła tylko gorącą herbatę.
Rozkoszowała się jej zapachem przez kolejne minuty, aż w końcu
napój zupełnie ostygł i jednym haustem wypiła resztki. Dziesięć
minut przed umówionym spotkaniem zaszła jeszcze do obskurnej
toalety i spojrzała na swoje odbicie w obdartym lustrze. Zatrzęsła
głową, aby loki swobodnie wywijały się w każdą stronę, na nowo
pociągnęła usta błyszczykiem i wygładziła płaszcz, który
skutecznie skrywał jej sukienkę.
Na
dworze było naprawdę zimno. Środek zimy zazwyczaj nie zwiastował
wysokich temperatur, ale tego roku naprawdę marzła do samych kości.
Chciała jak najszybciej znaleźć się w ciepłym pomieszczeniu i
rozgrzać się kieliszkiem martini.
-
Jesteś latarnią wśród tej śnieżycy. Przez włosy świetnie cię
widać.
-
Cześć, Harry. Ciebie też dobrze widzieć – uśmiechnęła się
przytulając chłopaka.
Weszli
do klubu i od razu skierowali się do szatni. Ariel nie zaprzątała
sobie nawet głowy faktem, że nie musieli czekać w kolejce, co
więcej, że kolejki wcale nie było. Dopiero później przypomniała
sobie, że jest na zamkniętej imprezie. Powolnymi ruchami rozpinała
kolejne guziki i równie wolno zsunęła płaszcz z ramion. Oddali
swoje rzeczy, po czym Harry z uśmiechem odwrócił się do
dziewczyny. Mina zrzedła mu równie szybko jak się odwrócił.
-
Dziewczyno, chcesz mnie zabić zanim będę pełnoletni? Ledwie
dwudziestkę kończę, a ty wyglądasz tak... tak... tak zabójczo
i... apetycznie, że zacznę się ślinić.
-
Przestań, po prostu chciałam... O kurwa. - Nie zrozumiawszy
pytająco podniósł brwi, choć wzrokiem dalej wodził po jej ciele.
- Czy... czy dzisiaj jest pierwszy lutego?
-
Obawiam się, że tak.
-
Obawiam się, że myślałam, że to za tydzień. Obawiam się także,
że nie mam dla ciebie prezentu urodzinowego i zaraz spalę się
żywcem ze wstydu.
-
Ari, daj spokój.
-
Nie, naprawdę! Ugh! Jak mogłam być taka głupia! Przepraszam,
jestem żałosna.
-
Chciałaś powiedzieć seksowna. Chodźmy, pozwól, że twoja
obecność będzie moim prezentem.
Widząc
brak przekonania na twarzy przyjaciółki chwycił ją za rękę i
pociągnął w stronę wejścia. Nie ruszyła się jednak ani o
milimetr, objął ją więc w pasie i już bez oporów poszli
naprzód.
Nie
można powiedzieć, że Harry się nie spodziewał urodzinowej
niespodzianki. Niemniej jednak znakomicie wymalował na twarzy
zdumienie, na co wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. Kątem oka
zerkał na Ariel, która niemrawo się uśmiechała. Chłonęła
wzrokiem wszystko i wszystkich wokół. Poza kilkoma znajomymi
twarzami, które miała już okazję poznać, była masa innych
znanych twarzy. Twarzy, które doskonale znała z mediów. Obecność
tylu gwiazd odbierała jej całą odwagę i kolory z twarzy. Czuła
się tak onieśmielona, że z trudem robiła kolejne kroki.
-
Wszystkiego najlepszego stary! - Liam z entuzjazmem złożył
przyjacielowi urodzinowe życzenia. - Och, cześć Ariel. Co tam?
-
M-m-muszę się napić. Cz-cześć Liam. J-ja zaraz w-wrócę.
Na
chwiejących się nogach podeszła do baru i w obawie, że z
przejęcia upadnie rozsiadła się na hokerze. Zamówiła trzy szoty
i wymarzony wcześniej kieliszek martini. Barman uniósł jedną
brew, ale szybko nalał jej wódki i patrzył jak w błyskawicznym
tempie pochłania trzysta mililitrów wysokoprocentowego alkoholu.
Otarła usta wierzchem dłoni, a kiedy barman zabrał naczynia i
odsunął się, żeby obsłużyć kogoś innego, sięgnęła po
martini. Ziołowy napój subtelnie rozpływał się swoim ciepłem po
jej ciele. Nogi co prawda dalej były jak z waty, ale przynajmniej
ręce przestały jej się trząść ze zdenerwowania.
Bała
się rozglądnąć. Wiedziała, że otaczają ją gwiazdy większego
i mniejszego kalibru na widok których mogłaby zemdleć. Starała
się zachowywać profesjonalnie, ale nawet przy obsłudze koncertów
nie znajdowała się bliżej niż pięć metrów od artysty. Tutaj...
tutaj miała ich na wyciągnięcie ręki. Co więcej, nikt nie weźmie
jej za psychopatyczną fankę.
Nie
chciała być nudziarą, ale nadal nie czuła się pewnie. Osobiście
znała tu zaledwie pięć osób, w tym z trójką raczej nie miała
okazji porozmawiać.
-
Szkoda, że nie wystroiłaś się tak dla mnie.
Odwróciła
głowę w stronę głosu, który należał do wesołego Irlandczyka.
Niall uśmiechał się przygryzając wargę i mierzył wzrokiem
sylwetkę dziewczyny. Przez chwilę, skanowana czujnym okiem
chłopaka, czuła się naga, zupełnie jakby miał w oczach rentgen.
Spuściła wzrok na kieliszek, którego teraz kurczowo się trzymała.
-
To może coś mocniejszego na dobry początek imprezy? - Zanim
zdążyła zaprotestować i uświadomić mu, że już wypiła
rozgrzewkę, zawołał barmana. - Po trzy kieliszki tequili!
Kwaśno
się uśmiechnęła. Nie przepadała za tequilą, choć nie mogła
powiedzieć, że lubiła wódkę. Nie chciała jednak odmawiać, a
więcej odwagi było jak najbardziej wskazane. Poza tym, Niall
stawiał. Barman postawił przed nią alkohol i z nieco kpiącym
uśmiechem na ustach obserwował, jak zabiera się do wypicia
kolejnych szotów. Wiedziała, że ma mocną głowę, ale nie chciała
się zbyt przeceniać. Poprosiła jeszcze o dużą colę i z
wymuszonym uśmiechem sięgnęła po naczynie.
-
Zdrowie Harry'ego! - Przechyliła kieliszek po raz pierwszy.
-
Nasze zdrowie. – Tym razem ona zabrała głos.
-
Za wspaniałą imprezę.
Popiła
wszystko dawką kofeiny, która w połączeniu z alkoholem zadziałała
jak mocny kop energii i pewności siebie. Odrzuciła włosy na plecy
i otrząsnąwszy się z pierwszej niepewności wkroczyła na parkiet
w asyście Nialla.
-
Mam nadzieję, że Harry nie jakiś specjalnych praw do ciebie
dzisiejszej nocy – powiedział jej do ucha przez włosy, na tyle
głośno, że mogła to usłyszeć, ale na tyle cicho, że nie
usłyszał tego nikt inny. Po tych słowach zostawił ją na środku
sali udając, że zauważył dobrego znajomego.
Zakręciła
się wokół własnej osi. Nikt nie tańczył. Ludzie stali tu i
ówdzie w mniejszych i większych grupkach, rozmawiając o mało
istotnych rzeczach. Muzyka delikatnie sączyła się z głośników,
rozbrzmiewając w całym klubie. To w niczym nie przypominało
imprezy na jaką, wydawało jej się, szła. Usiłowała znaleźć w
tłumie Stylesa, ale ciężko było dostrzec burzę loków wśród
tylu głów.
Podchodziła
do każdej grupki po kolei, przepraszając wszystkich za niepokojenie
i życząc udanej zabawy. Ukrywała zakłopotanie i podekscytowanie
pod maską sztucznego uśmiechu. Może nie aż tak sztucznego. Kąciki
ust samowolnie się unosiły i nie mogła na to nic poradzić.
-
Ariel! Tutaj! A to właśnie moja... moja przyjaciółka, Ariel
Doyle. - Rudowłosa z prawdziwą ulgą podeszła do przyjaciela,
który prowadził ożywioną rozmowę z kimś kogo skutecznie
zasłaniał swoją osobą. Stanęła tuż obok, chłopak uspokojajco
położył dłoń w dole jej pleców. Nie była pewna, czy to aby nie
przyprawi jej o motyle w brzuchu, niemniej jednak czuła się dobrze.
Na razie. - Ari, to Ed.
-
O Chryste Panie, przecież to Ed Sheeran! - powiedziała
konspiracyjnym szeptem. - Mogłeś mnie ostrzec, ubrałabym tą białą
kieckę i zabrała welon!
-
Poczucie humoru cię nie opuszcza. Jak się miewasz?
-
Pijana.
-
Pijana? Przyszliśmy pół godziny temu. Ile mogłaś przez ten czas
wypić?
-
Yyy.... ze cztery pełne szklanki? To było na dodanie odwagi. Żebym,
no wiesz, mogła być zabawna. I wyluzowana. A teraz chce mi się
tańczyć. Och, i chce mi się siku. Harry, ja muszę iść, gdzie
jest toaleta?
Nie
planowała dostać słowotoku, ale tak wyszło. Mogła mówić
znacznie dłużej, zamknęła buzię stosunkowo szybko. Pognała do
toalety tak szybko, jak tylko buty jej na to pozwalały. Rozważała
przez chwilę zwrócenie całego alkoholu, ale po coś go w końcu
piła, a poza tym miętówki zostawiła w płaszczu. Usiadła na
blacie umywalek, wyciągnęła ze stanika elektronicznego papierosa i
rozkoszując się mentolowym zapachem zaciągała się mocniej niż
zazwyczaj.
Nigdy
nie była na takim przyjęciu, pewnie dużo razy to się nie
powtórzy, więc chciała zapamiętać ten wieczór jak najlepiej.
Cel pierwszy, zapamiętać. Cel drugi, świetnie się bawić. Nie
mogła się jednak świetnie bawić wiedząc, że jest tu jedyną
nie-celebrytką. I nie wyobrażała sobie dobrej imprezy bez tańców.
-
Harry mówił, że tu cię znajdę.
-
A sądziłam, że jesteś chłopakiem. Czy to zawsze tak wygląda?
-
Urodziny? - Spojrzenie dziewczyny zdawało się tłumaczyć wszystko.
- Zabawy sławnych ludzi? Tak, z grubsza tak. Raczej... raczej nie ma
co liczyć na ostry clubbing.
-
Nie chciałbyś tego? Lubisz przecież zabalować. Wszyscy
zapamiętaliby to przyjęcie. Zróbmy to razem. Proszę. Cóż, sam
tutaj przyszedłeś, coś musi być na rzeczy.
-
Właściwie... chciałem, żebyśmy coś zrobili. Słyszałem co
nieco o tobie i myślę, że razem stworzymy dobry duet do
rozkręcenia tej stypy. Zaczynamy?
Uradowana
jak dziecko, że w końcu coś zacznie się dziać, chwyciła
chłopaka za rękę, zapominając że właśnie wychodzą z damskiej
ubikacji, zapominając co w filmach to oznacza. Po prostu chciała
się dobrze bawić, a imprezowy duet brzmiał zdecydowanie jak dobra
zabawa.
Podeszli
do didżeja, który puszczał jakieś smętne, stare kawałki. Za to
mu płacili, co miał zrobić. Nie mógł tak nagle zmienić muzyki
na bezsłowne dźwięki, przy których dobrze się podskakiwało.
Teoretycznie. W praktyce niezwykle ochoczo zareagował na opcję
zmiany klimatu i pięćdziesięciu dodatkowych funtów. Plan był
prosty. Włączy jeszcze jedną balladę, przy której dwójka
intrygantów zatańczy jeden, wolny taniec, po czym – ni stąd, ni
zowąd – zacznie się wesoła piosenka, przy której, w teorii,
wszyscy zaczną tańczyć.
Jak
zaplanowali, tak zrobili. Chłopak oplótł ręką talię dziewczyny,
w drugą dłoń chwycił jej drobną rękę, a ona oparła głowę na
jego ramieniu. Słowa były zbędne, zresztą, nie bardzo wiedzieli
co powiedzieć. Pytania o drobnostki zdawały się nie na miejscu,
biorąc pod uwagę, że praktycznie nie wiedzieli o sobie tych
większych rzeczy. Powolne dźwięki szybko się kończyły, więc w
napięciu oczekiwali jakiegoś dyskotekowego hitu. Niestety, przyszło
im tańczyć do przeboju z lat siedemdziesiątych.
Oderwali
się od siebie jak oparzeni i ze śmiechem w oczach przez chwilę po
prostu na siebie patrzyli. Może nie o to im chodziło, ale był to
niezły krok na przód. Przybierając odpowiednie do piosenki ruchy
zwrócili na siebie uwagę całej sali. Gdzieś w środku piosenki,
kiedy śmiali się z siebie nawzajem, wbiła się między nich
dziewczyna, zupełnie jakby nie zauważyła obecności Ariel. Chłopak
przepraszającym wzrokiem odprowadził Doyle, która zeszła z
parkietu.
Czuła
się jeszcze bardziej nieważna, niż w rzeczywistości była.
Zupełnie jakby była niewidzialna. Zupełnie, jakby nie bycie
sławną, nie dawało jej możliwości życia. Podeszła z powrotem
do konsolety, przysiadła się do didżeja o uroczym imieniu Felix i
ucięła sobie z nim pogawędkę. Chociaż on był tutaj normalny.
-
Uch, cześć. - Nie wymyśliła tego sama. Raczej nie chciała tego
zrobić, ale Felix miał niezwykły dar przekonywania. - Może nie
jestem nikim znanym, w przeciwieństwie do was, ale wiem co to znaczy
zarywać nockę w klubach. To... to zupełnie tak nie wygląda. -
Oczy wszystkich zebranych po raz kolejny skupiły się na niej, nawet
muzyka ucichła. - Nazywam się Ariel. Jakieś półtora godziny temu
nasz solenizant stwierdził, że mogłabym być prezentem sama w
sobie. Dzięki Harry. Więc... Jako prezent nie pozwolę, żeby twoje
dwudzieste urodziny wyglądały... tak. W końcu to ostatnie urodziny
kiedy możesz nielegalnie pić! - Jej znajomi na ten kiepski żart
zaczęliby rechotać. Tutaj jednak panowała grobowa cisza. Widziała
kilka zniesmaczonych twarzy, kilka osób udających, że ziewają. -
Dobra. Jeśli nie chcecie pić i tańczyć, jak to się robi na
imprezach, to ja się poddaję. Bycie sławnym musi boleć.
Rzuciła
mikrofonem i szybkim tempem pobiegła do schodów. W szatni nie było
nikogo poza szatniarką, która skrywała się za setką płaszczy,
tak że nie było jej wcale widać. Ariel czuła gorąco słonej wody
pod oczami, ale nie miała siły płakać. Przysiadła na stoliku
stojącym przy lustrach, oparła się o ścianę i z podkuliła nogi.
Zrzuciła buty i oplotła rękoma kolana. Nie chciała wychodzić, w
końcu obiecała przyjacielowi, że tu zostanie. Ale czuła się jak
piąte koło u wozu, jak wybitnie niepasujące ogniwo.
Oparła
czoło o kolana. Pozwoliła spłynąć po policzku jednej, samotnej
łzie, nie otarła ciemnej smugi. Nie wiedziała co powinna teraz
zrobić. Naprawdę miała pustkę w głowie, zero klarownych
rozwiązań.
-
Skarbie, nie płacz.
Nieznacznie
uchyliła powieki na dźwięk znajomego głosu. Uniosła leciutko
kąciki ust, choć on tego nie mógł zobaczyć. Trwała w swojej
pozycji wytrwale, nie chciała rzucać się w jego ramiona.
-
Kochanie, daj sobie z nimi spokój. Popatrz na mnie. - Kiedy
spojrzała na niego spod byka, chwycił ją za brodę i kontynuował.
- Ta banda bufonów nawet nie potrafi dobrze udawać, jeśli nie
widzi w tym zysku. Nie przejmuj się. Oni cię nie muszą kochać.
Ważne, że ja cię kocham. W porządku?
Zamrugała
kilkakrotnie, pewna, że się przesłyszała.
-
C-co?
-
Nie smuć się, skarbie. - Pociągnął za jej nogi tak, że
swobodnie opadały, a on mógł stanąć między nimi. Przejechał
palcami delikatnie wzdłuż policzka piegowatej. Ona uparcie nie
patrzyła mu w oczy bojąc się, że zobaczy w nich litość.
Przyłożył obie dłonie do jej twarzy i zbliżył się
niebezpiecznie blisko. - Naprawdę cię kocham.
Zniwelował
odległość między nimi boleśnie wolno. Przywarł ustami do jej
ust, nie musiał długo czekać na odpowiedź. Mimo że Ariel czuła
jak blisko się znajdował, nie sądziła, że rzeczywiście ją
pocałuje. Z wrażenia otworzyła usta, przez co dała językowi
chłopaka większe pole manewru. Ostrożnie, jakby pytając czy aby
na pewno może wejść, badał językiem jej język, by później
przejechać nim po podniebieniu dziewczyny. Mimowolnie westchnęła,
niemal go gryząc. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej,
żeby następnie zacisnąć na moment pięści na jego koszuli. On
zaś przeniósł dłonie na jej talię i przysunął się jeszcze
bliżej. Oderwawszy się od siebie, dalej nie potrafiła na niego
spojrzeć. Szczególnie teraz było jej ciężko. Odgarnął jej
niesforne, rude kosmyki za ucho, ale nic nie mówił. On tylko
czekał.
-
Nie tak wyobrażałam sobie pocałunek z Harrym Stylesem.
● ●
●
czeeeeeść
serduszka! ♥ wróciłam po ponad dwumiesięcznej przerwie. mam nadzieję, że ktoś jeszcze będzie czytał! jak się wdrożyliście w pierwsze miesiące szkoły? ja po "uroczym" początku na rozszerzeniach (mat-fiz, bejbe) potrzebuję jakiejś odskoczni i być może kontynuowanie tego opowiadanie jest najlepszym pomysłem. szczególnie, że mam kilka pomysłów. ach, jak wam się podoba teledysk do steal my girl? jak dla mnie Louis i mały szympans Eli wygrywają życie.
jeżeli chcecie czytać opowiadanie i chcecie być informowane, proszę, zostawiajcie komentarze pod rozdziałami. to mnie zmotywuję i będę wiedzieć komu na bank pisać o nowych rozdziałach :) piszcie co myślicie o sytuacji w opowiadaniu, jakie macie pomysły na rozwinięcie fabuły, jak to wszystko widzicie. bardzo miło cię czyta takie komentarze. kocham was xx