-
Mówię ci! Po prostu damy mu tę kartkę!
-
Niall, tak nie można! Trzeba do tego jakoś taktycznie zagrać.
Tomlinson
i Horan od prawie pół godziny próbowali ustalić jak przekazać
Harry'emu numer telefonu tajemniczej Ariel Doyle. Nie mówił o niej
zbyt wiele, w ogóle mało ostatnio mówił. Niby zachowywał się
tak jak zazwyczaj, ale był dziwnie cichy, jakby wyssano z niego
energię. Nie chcieli, żeby znowu fatygował się na stadion, a przy
tym niepokoił dziewczynę. Jego wizyta na Wembley była
wystarczającym osłupieniem dla wszystkich, nie było potrzeby
szokowania ludzi po raz kolejny.
-
Dobra, mam pomysł! Przecież w weekend miała być ta impreza u
Hazzy, prawda? Podrzućmy jej adres, jak zechce to przyjdzie.
-
A już myślałem, że ta farba całkiem wyżarła ci mózg. Jednak
masz czasem dobre pomysły.
Za
tę odpowiedź Louis otrzymał bolesnego kuksańca w bok, jednak
kontynuował snucie dobrego planu kolegi.
-
Do soboty zostało mało czasu, musimy ją poinformować jak
najszybciej. Powinniśmy. Żeby z kulturą było. Gdzie masz jej
numer? Napiszemy wiadomość i pozamiatane.
Horan
szybko przeszukał kieszenie dusząc w sobie uczucie, że gdzieś
zgubił małą karteczkę z kilkoma cyframi. Nie mogąc odszukać
skrawka papieru w żadnej z nich, zrobił to ponownie, aż w końcu
przypomniał sobie gdzie ją schował – do bezpiecznej,
miniaturowej kieszonki koło tej większej, prawej. Niepozorna,
raczej nieprzydatna kieszonka pełniła rolę sekretnego schowka. W
myślach odetchnął z ulgą i podał numer Louisowi.
Ten
przez chwilę wahał się, czy powinien napisać smsa ze swojego
numeru. Koleżanka czy nie, bądź co bądź Tomlinson jej
praktycznie nie znał, a sam był osobą publiczną. Nie życzył
sobie podarowania w prezencie jego numeru szalonym fankom. Był
jednak zbyt leniwy, żeby iść do sklepu i kupić starter za funta
czy dwa, więc wystukał treść, w której zawarł potrzebne dane.
Nie
musiał długo czekać na odpowiedź. Ariel odpisała po kilku
minutach, przyjaciele z ciekawością odczytali jej wiadomość.
-
Może przyjdzie, musi ustalić kilka rzeczy. Jestem geniuszem!
-
Mam ci zacząć bić pokłony czy mówić per „książę”? -
zaśmiał się starszy z chłopców.
Młodszy
prychnął, co w skutkach wywołało napad śmiechu drugiego i po
chwili oboje wili się ze śmiechu bez żadnego wyraźnego powodu.
Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, pomyślałby albo, że są obłąkani
i oszaleli, albo że śmieją się z niezwykle dobrego żartu. Nie
trafiłby ze swoją wersją wydarzeń, ale na pewno też zacząłby
się śmiać zaraźliwym śmiechem.
Usłyszała
dźwięk nadchodzącej wiadomości. Miała akurat piętnastominutową
przerwę przed kolejną wycieczką kibiców futbolu, którą spędzała
na konsumowaniu śniadania i wymienianiu smsów z przyjaciółką.
Wyciągnęła telefon z kieszeni, mając nadzieję, że to właśnie
Jade tak błyskawicznie jej odpisała. Rozczarowała się jednak. Nie
znała numeru nadawcy, ale już pierwsze zdanie go zdradzało:
„Cześć, tu Louis”.
Prześledziła
treść zaproszenia, które wysłał jej młody gwiazdor. Wizja
imprezy ze sławami, tańce, darmowe jedzenie i alkohol była bardzo
kusząca, jednak coś jej tu nie grało. Widzieli się raz w życiu,
nie mieli nawet jednej, składnej wymiany zdań, a on po
kilkudziesięciu godzinach serdecznie zaprasza ją na takie
przyjęcie. Musiała się nad tym lepiej zastanowić, i tak też
odpisała.
Propozycja
sobotniej zabawy mąciła jej myśli przez cały dzień. Ominęła
niezręcznej sytuacji, w której pomyliłaby piłkarza ze wspomnianym
piosenkarzem, lub statystyki meczu z koncertem, niemniej jednak nie
potrafiła wyrzucić z głowy tej wiadomości. Wracała do domu
rozkojarzona, a siedząc w metrze kurczowo ściskała w rękach
telefon. Zaczęła układać jakąś odpowiedź, pomimo braku zasięgu
w podziemnej kolei. Po godzinie wychodziła ze stacji, a w polu
wiadomości miała tylko „hej”.
Weszła
do mieszkania, trzasnęła drzwiami i zamknęła je od środka. Nie
ściągając butów przeszła do kuchni i pierwsze kroki w tym
pomieszczeniu skierowała ku lodówce. Otworzyła ją na oścież,
jednak nie zobaczyła niczego, co usatysfakcjonowałoby jej żołądek.
Trochę warzyw, jakaś nieciekawie wyglądająca wędlina, czerstwy
chleb tostowy. Niezadowolona wyciągnęła z szafki miskę, wlała
mleko, wbiła jajko i dosypała trochę mąki. Z pomocą trzepaczki
ubijała ciasto.
-
Cześć, misiu! Co robisz?
-
Naleśniki, chcesz trochę?
Przyjaciółka
ochoczo pokiwała głową i zabrała się do pomocy. Wyciągnęła
olej i patelnię, po czym zaczęły smażyć stos pysznych placków.
Jak się okazało Tony i małe siostrzyczki byli już w domu,
dziewczynki próbowały przekonać ojca, że mogą latać jak wróżki,
przez co mężczyzna był zmuszony podrzucać je do sufitu, by
poczuły się jak magiczne istoty. Ariel oparła się o kolumnę
prowadzącą do salonu i obserwowała całe oddanie, jakie przyjaciel
wkładał, by uszczęśliwić swoje córki.
Parę
minut później cała piątka siedziała w salonie, zajadała się
naleśnikami z dżemem brzoskwiniowym i oglądała w telewizji kanał
muzyczny. Myśl o imprezie dalej towarzyszyła rudowłosej, ale
odeszła teraz jakoś na drugi plan. Z głośników domowego kina
wydobywały się ostatnie dźwięki tanecznej piosenki z lat
dziewięćdziesiątych, po której zrobiono przerwę na reklamy.
Piegowata skorzystała z tej sposobności i udała się po kolejną
porcję słodkości. Gdy wróciła z przygotowanym daniem, Clarie i
Chloe tańczyły na dywanie w rytm muzyki. Dziewczyna zakołysała
biodrami i okręciła się wokół dziewczynek przez chwilę
towarzysząc im w nieskoordynowanych ruchach. Szybko jednak opadła
na kanapę pomiędzy Tonym a Jade.
Ugryzła
kawałek zrolowanego naleśnika, który nie miał jednak szans dostać
się do żołądka – utknął jeszcze w gardle, kiedy zapatrzyła
się w ekran telewizora. Oto dwie małe domowniczki szalały tuż za
nią do utworu One Direction. Z trudem przełknęła kęs który
wciąż miała w ustach i jak zaczarowana wpatrywała się ruchome
obrazy. Czy to nie jeden z członków tego boybandu zaprosił ją w
sobotę na przyjęcie?
W
mgnieniu oka zmienił jej się nastrój, ale tylko wewnątrz; z
zewnątrz dalej wpatrywała się w teledysk, jakby zahipnotyzowana
przez któregoś z wokalistów. Co po prawdzie nie było aż tak
dużym kłamstwem.
Wraz
z zakończeniem melodii Doyle wstała i nie zaprzątając sobie głowy
zmywaniem poszła do swojego pokoju. Widziała już to muzyczne
wideo, widziała je wszystkie. Czasem wieczorami przesiadywała
przeglądając filmiki z członkami zespołu, zupełnie jak fanka. To
nie zobaczenie znajomej twarzy Harry'ego spowodowało odmienienie
humoru, a przypomnienie o nieszczęsnym zaproszeniu. Wyciągnęła
czystą kartkę, nakreśliła ołówkiem prowizoryczną tabelkę i
zaczęła wypisywać „za” i „przeciw”.
Pogoda
nie rozpieszczała mieszkańców miasta. Mimo wszystko nie było zbyt
zimno jak na grudniową aurę. Lekki przymrozek poprzedniego wieczora
pozostawił po sobie ślady na poszczególnych szybach i drzewach.
Ludzie chodzili otuleni kurtkami i szalikami, dygotali z zimna, jakby
nie spodziewali się, co za sobą niesie ta pora roku.
Wśród
opatulonych ludzi była także Ariel, która dzielnie zmierzała ze
stacji kolejowej pod wskazany przez Louisa Tomlinsona adres. Cieszyła
się, że w te okolice w ogóle dojeżdżał jakiś pociąg, w innym
wypadku musiałaby angażować w swoje przybycie któregoś z
przyjaciół, a wolała uniknąć tego i towarzyszących temu pytań.
Naciągnęła
bardziej na uszy chabrową czapkę i postawiła kołnierz grafitowego
płaszcza. Raz jeszcze sprawdziła ulicę, na której się znajdowała
i z zadowoleniem stwierdziła, że idzie w dobrym kierunku. Wokół
nie było żadnej żywej duszy, wobec czego i tak była zdana tylko
na siebie. Po kolejnych minutach żwawego marszu stanęła przed
sporych rozmiarów domem, na którego widok wymsknął jej się cichy
odgłos uznania.
Już
kilkanaście metrów szybciej można było rozpoznać, że gdzieś w
okolicy odbywała się huczna impreza. Głośna muzyka była pewnie
słyszalna wzdłuż całej ulicy, basy dudniły tak mocno, że
dziewczyna obawiała się o bezpieczeństwo kryształowych
przedmiotów w środku budynku. Szczerze współczuła mieszkańcom
przecznicy sąsiada-małolata. Do dziś pamięta jak jej matka
wybierała domy w spokojnym otoczeniu, z dala od zgiełku i innych
małych, hałaśliwych dzieci, a każdy, nawet najmniejszy,
głośniejszy odgłos był szybko zduszany i często karany.
Weszła
po szerokich schodach w stronę drzwi. Wyciągnęła rękę w stronę
dzwonka, ta jednak zawisła w połowie drogi. Dziewczyna wstrzymała
powietrze, jakby to mogło pomóc w opanowaniu zdenerwowania, i
ekspresowo nacisnęła mały guziczek, po którym wewnątrz
mieszkania powinna rozlec się jakaś nieprzyjemna muzyczka. Nic
takiego jednak nie usłyszała, odgłosy pochodzące z głośników
wewnątrz bardzo dobrze zagłuszały dźwięk dzwonka.
Niecierpliwie
stąpała z jednej nogi na drugą co kilka sekund przyciskając
pstryczek w nadziei, że drobny sygnał wybije się pośród
tanecznych melodii i zaniepokojony osobnik wyjdzie do niej.
Właściciel domu chyba rzeczywiście przestraszył się, że jakaś
starsza sąsiadka wezwała policję i już po chwili drzwi dosięgnął
wejścia.
Drzwi
stanęły dla Ariel otworem, a w nich nie kto inny tylko Harry
Styles. Doyle zaniemówiła na moment, była pewna, że przychodzi na
przyjęcie zorganizowane w domu jego przyjaciela. Nie mniejsze
zdziwienie malowało się na twarzy piosenkarza. Oboje zadawali sobie
to samo pytanie: co się dzieje?
Chwila
rozkojarzenia minęła jak ręką odjął i oboje znajdowali się już
w środku. Pomimo gwaru i hałasu, który tam panował, między nimi
rozległa się niezręczna cisza. W innych okolicznościach, gdyby to
był inny gość, Harry zachęciłby go do zabawy i oddalił w
miejsce, z którego przed minutą przyszedł. Tym razem wolał jednak
nie zostawiać dziewczyny samej, a miał ku temu kilka powodów.
Myślał o niej przez kilka ostatnich dni jak o straconej,
odnalezionej przyjaciółce sprzed lat, która prawdopodobnie nigdy
nie miała do czynienia z celebrytami i czułaby się zagubiona w tak
wielkim, zatłoczonym domu. Nie spodziewał się jej wizyty i
wyczuwał w jej obecności wkład przyjaciół z zespołu. Bo niby
jak inaczej miałaby znać adres?
Otwierał
usta by zakończyć tę ciszę i rozpocząć jakąś przyjemną,
niezobowiązującą pogawędkę, ale uprzedził go starszy kolega.
-
Tu są nasze gołąbeczki! Dobrze, że dotarłaś. Nie byłem pewien
czy to dobry plan, ale ma się jednak tę inteligencję, o tutaj –
blondyn puknął się palcem wskazującym w skroń.
Dziewczyna
mimowolnie się uśmiechnęła na słowa znajomego. Nie myślała o
sobie i Harrym w kategoriach pary, ale najwyraźniej innym jak
najbardziej pasował taki układ. Choć na pewno, prędzej lub
później, dostrzegą, że ich relacja jest czysto przyjacielska.
Rozmyślania na temat znajomości ze Stylesem przerwało jego
odchrząknięcie.
-
Może zabiorę twój płaszcz?
Rozpięła
guziki i zsunęła ubranie z ramion, żeby podać je brunetowi. Jego
oczom ukazał się imprezowy strój rudowłosej. Czarne, skórzane
leginsy opinały zgrabne nogi koleżanki, do kompletu miała zaś
ciemnoróżową, gładką bluzkę bez rękawów, rozkloszowaną w dół
tuż pod biustem. Nie dodawała sobie centymetrów wysokimi butami,
zamiast nich przywdziewała botki chelsea w hebanowym kolorze. Włosy,
jak zwykle, pozostawiała rozpuszczone, by mogły żyć własnym
życiem. Choć dostrzegł na jej ręce gumkę, która prawdopodobnie
miała służyć ujarzmieniu rudej czupryny po kilku godzinach
dobrej, intensywnej zabawy.
Stali
tak jeszcze przez minutę lub dwie wpatrując się w siebie. Nie
zauważyli, że Nialla już koło nich nie było, ani że ktoś
zabrał z rąk Harry'ego płaszcz kobiety. Styles poszedł w stronę
salonu ruchem ręki zachęcając dziewczynę, żeby podążyła za
nim. Omijając ludzi, którzy nie stronili od dobrej zabawy znaleźli
się w centrum pomieszczenia, gdzie znajdował się duży stół
zastawiony przekąskami i przeróżnymi alkoholami. Wokalista
odnalazł dwa czyste kieliszki i pytająco zerknął na Ariel. Widząc
aprobatę z jej strony, nalał do naczyń grejpfrutowej wódki, po
czym jeden podał koleżance, a drugi podniósł sobie do ust.
-
Za stare, dobre czasy, Harry. - Uśmiechnęła się zalotnie i
zbliżyła usta do krawędzi szkła.
-
I za nowe, lepsze.
Kąciki
jej ust wygięły się jeszcze wyżej do góry i jednym haustem
opróżniła zawartość szklaneczki. Nieznacznie się skrzywiła,
gorzki smak alkoholu został bowiem zakryty słodkim, sokiem z
czerwonego owocu. Rozejrzała się dookoła, by skwitować w myślach
jak wiele osób się tu znajdowało. Bez niczyjego pozwolenia dolała
sobie mocniejszego trunku, jak sobie wmawiała – dla dodania
odwagi.
Przetańczyli
razem kilka piosenek, Harry przedstawił ją nawet kilku znajomym,
dziewczynie jednak nie dane było pamiętać tych spotkań – była
już bowiem po kilku głębszych. Po kilkudziesięciu minutach
rozeszli się w różne strony, by zatańczyć z kimś innym i dużo
więcej się w trakcie imprezy nie widzieli. Około północy można
było podziwiać dziewczynę tańczącą na stole w holu, a godzinę
później, w tym samym miejscu, chłopaka silącego się na śpiewanie
starych, amerykańskich przebojów. Być może ich ścieżki nie
skrzyżowały się odpowiednio, być może byli po prostu zbyt
wstawieni żeby poznać siebie nawzajem, tak czy inaczej, nie
rozmawiali już tamtej nocy. Co nie zmieniało faktu, że bawili się
przednio.
Niemiłosierne
kołatanie w głowie obudziło Ariel. Gwałtownie wstała, co okazało
się być koszmarnym pomysłem i zaraz znowu leżała na łóżku.
Ostrożnie rozchyliła powieki, przyzwyczajając oczy do jasnego
światła padającego zza okien. Błyskawicznie zlustrowała
pomieszczenie w którym się znajdowała: to nie był jej pokój. Ba!
To nawet nie było jej mieszkanie. Przyłożyła do skroni dłoń by
ulżyć sobie choć trochę. Przesunęła wzrok bardziej w lewo,
gdzie leżał ktoś jeszcze. Był to mężczyzna, który z łatwością
mógłby być sobowtórem Johna Lennona z późnych lat
sześćdziesiątych. Mogła oglądać jego tors, który spokojnie
unosił się w miarowym rytmie podczas snu. Z wczorajszego wieczora
pamiętała tylko pociąg, którym tu przyjechała. Delikatnie
odchyliła prześcieradło, by przekonać się o tym, czego się
spodziewała tuż po zobaczeniu nieznajomego u swojego boku.
Zanim
wstała zlokalizowała porozrzucane po całej podłodze części
garderoby, po czym ubrała wszystko i wyszła najciszej jak
potrafiła. Szukała toalety, lub chociaż lustra, dzięki któremu
upewniłaby się, że jej makijaż nie odstrasza aż tak jak sądzi.
Nie znalazła łazienki, ale przy schodach znajdowała się ogromna
tafla odbijająca światło, w której z łatwością się
przejrzała. Kolejne kroki skierowała w poszukiwaniu torebki i
płaszcza, by tylko niepostrzeżenie się wymknąć i przespać
resztę dnia we własnym łóżku.
Nie
tego jednak chciał los. Nie był zbyt łaskawy dla Ariel i Harry'ego
podczas przyjęcia, więc zdecydował zreflektować się z samego
rana. Kiedy mijała szeroką ościeżnicę prowadzącą do kuchni
zauważyła bruneta i uznała, że niekulturalnie byłoby go tak
zostawić, bez żadnego podziękowania czy choćby słów pożegnania.
-
Cześć – szepnęła, widząc, że on także łapie się za głowę.
-
O, Ariel. Nie byłem pewien czy u mnie zostałaś.
-
Ja nie byłam pewna gdzie i koło kogo się budziłam.
-
Czyżby? - Ze zdziwienia podniósł brwi do góry. - Jak wygląda?
-
Jak jakieś dziecko kwiatów. Nie wiem co mnie napadło, musiałam
być nieźle urżnięta.
-
Przespałaś się z hipisem?
Piosenkarz
zaczął chichotać, lecz skończył równie szybko jak zaczął. Nie
było to jednak spowodowane morderczym spojrzeniem piegowatej, a
dodatkowym bólem, który tworzył się w jego czaszce. Głupio się
uśmiechał nic nie mówiąc. Podsunął dziewczynie kubek z kawą i
tabletkę, którą z wdzięcznością wymalowaną na ustach przyjęła.
Rozmawiali jeszcze kilkanaście minut, a spokojną rozmowę przerwało
donośne bicie zegarowego dzwonu. Doyle z zainteresowaniem zapytała
o godzinę – zazwyczaj po takich zabawach budziła się koło
południa.
-
Wybiła pierwsza trzydzieści. Spokojnie, jest niedziela, raczej nie
pracujesz – uśmiechnął się pokrzepiająco.
Minęła
dłuższa chwila zanim zdążyła przetworzyć wszystkie informacje.
Niedziela, popołudnie, niedziela... Dobitna myśl trafiła ją jak
grom z jasnego nieba: w niedziele zawsze „podkrada” rodzicom dwie
małe współlokatorki. Zawsze. Rzuciła jakieś siarczyste
przekleństwo i zaczęła szamotać się z krzesłem, przez co niemal
spadła na podłogę. Biegała w nieznanym kierunku w poszukiwaniu
swoich rzeczy. Hazza mgnieniu oka otwierał jej drzwi frontowe
pytając co się stało.
-
Muszę zabrać dziewczynki do kościoła! I na szarlotkę. - Zbiegła
już po schodach i odwróciła głowę, by się pożegnać. Widząc
jednak zdezorientowanie na twarzy kolegi dodała: - Moje córeczki
cioteczne!
Los
jednak znowu postanowił się zabawić i Harry nie usłyszał
ostatniego słowa. Ze zmartwioną i skonsternowaną miną wrócił do
swojego ogromnego domu, by leczyć kaca i rozmyślać co jeszcze
wydarzyło się u Ariel przez te kilka lat.
● ● ●
awww, szczerze wam powiem, że nie mogłam się doczekać aż wam dam ten rozdział ;d nie wiem czemu, po prostu mi się podoba ;3 jestem wam tak strasznie wdzięczna, że jest was coraz więcej! do tego momentu w ciągu tygodnia weszło was 440, a pod rozdziałem trzecim dostałam aż 13 opinii! ♥ oby tak dalej ^^ btw dostałam nominację do liebster awards! jeny, nie wiem co napisać. idę spamować #1dmustwatchit ;3 kocham was kochani moi xo
proszę o komentowanie x
Łooo xd nieźle zabalowała nasza Ariel :D rozdział świetny ;3 nie mogę się doczekać nexta ! xx
OdpowiedzUsuń@sluumberr
haha :D Żeby się przespać z hipisem, rzeczywiście trzeba się nawalić xD Świetne :) Czekam na kolejny! :3
OdpowiedzUsuńOmg! Teraz problem wyszedł bo nie usłyszał ostatniego słowa :o
OdpowiedzUsuńSzkoda że nie spędzili jeszcze więcej czasu ze sobą na imprezie.
Rozdział świetnie napisany :)
Jestem zachwycona tym rozdziałem i czekam na następny xD
OdpowiedzUsuńHyhy xd Bardzo fajny rozdzial! Czekam na nastepny ! :))
OdpowiedzUsuńfajny ten rozdział i ta końcówka :)) czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńuhuuuu !!!!! Boskie rozdział!! Aaa to opowiadanie tak wciągaaaa!! :D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział <3
@Baska69
Jak ja czekałam... nie mogłam wytrzymać. Zamiast się uczyć cały czas myślałam o twoim blogu.
OdpowiedzUsuńCzyżby coś wynikło z tego, że Harry zrozumiał tylko ,,córeczki" zamiast ,,córeczki cioteczne" ?
Pewnie tak. Jenyy... nie wytrzymam do przyszłego tygodnia....
@ThisIsEnd_
czyżby 'moje córeczki..'? xD no super, jak Harry się nie zrazi to znaczy, że mu naprawdę zależy XD
OdpowiedzUsuńno i ostra impreza... zobaczymy, czy stało się wtedy coś, co wpłynie na następne rozdziały...
@Irydda
"Przespałaś się z Hipisem?"
OdpowiedzUsuńhahahahahaha dalej sie z tego śmieje XD
Niesamowite opowiadanie.
Wiem powtarzam sie hihihi
Czekam na ciąg dalszy. Cudownie piszesz
Awwww
@LuvMeNajal ♥
rozdzial jest sutrtdhfuyfyduiyiftdr , nie mg sie doczekac kolejnego :) piszesz tak cudownie ze awwwwww <3 to opowiadanie jest zajebiste :D ily xx @ojda_ojda
OdpowiedzUsuńJesteeem! Powinnam uczyć się na ustny niemiecki i polski, ale postanowiłam przeczytać Twoje piękne 4 rozdziały! A więc dziś trochę krótko może.
OdpowiedzUsuńAkcja zaczyna się na... koncercie. Co jakoś nie do końca do mnie przemawiało, jednak gdy okazało się, że bohaterka nie jest jedną z fanek, tylko tam pracuje zaczęło brzmieć naprawdę fajnie! Cóż, to aż przerażające że Harry po tak długim czasie ją rozpoznał, a ona go przez mgłę. Jednak cóż, dlaczego niby miałaby się nim aż tak bardzo w swoich większych latach interesować.
Trochę zadziwiło mnie, że Harry tak bardzo chciał się z nią jeszcze spotkać, znaczy no domyślam się czegoś tam może trochę, ale to nic nie zmienia hah. Cóż, przynajmniej się zgodziła tutaj ma plus.
Ogromnie podoba mi się to, że w drugim rozdziale przedstawiłaś w tak swobodny sposób jej pracę! Opisałaś ładnie i mogłoby się nawet wydawać, że zwiedza się razem z nimi. I jakież było moje zdziwienie, gdy w sali odezwał się śmiejący Harry. Trochę się go nie spodziewałam, może miałam nadzieję, że pojawi się chwile później? Ale to nic, podobał mi się pomysł z zagadką, przyjemne bardzo zagranie. Szkoda tylko, że pomiędzy pierwszym rozdziałem,a drugim jest tak ogromna różnica czasu.
Jej ucieczka jakoś nie brzmi dla postaci Harry'ego dobrze. I od tej myśli można iść w dwie różne strony, zobaczymy w którą ty pójdziesz. Oh, przyznam powoli zaczyna mnie irytować te jej ciągle wymykanie się, znikanie i tak dalej.
"Już kilkanaście metrów szybciej można było rozpoznać, że gdzieś w okolicy odbywała się huczna impreza." a nie czasem " Już kilkanaście metrów dalej...."
Ciesze się, że postanowiła pójść na tą imprezę, ostatnia scena jest świetna, tak to czasem bywa, że ludzie nie słyszą wszystkiego. Czekam na kolejny! :) xx
Pozdrawiam, weny.